Introduction czyli disclaimer*

Nie jestem aż tak pyszny, by zmuszać świat do podziwiania wykwitów mojego umysłu przekutych w słowo cyber-pisane. Potraktujmy zatem ten blog jako element autoterapii, mającej na celu zaprowadzić porządek w moich myślach i życiu ;) , ale przede wszystkim za podręczny notatnik, w którym spróbuję zapamiętać migawki z pobytu w innym kraju i innej kulturze**. Nie udało się prowadzić bloga w Chinach, może uda się w UK ;-)

* Wątpię, czy jest jakakolwiek dziedzina życia przeciętnego Brytyjczyka, w której nie napotka on choćby jednego disclaimera. Wygląda, że Anglicy dogonili tak wyśmiewanych przez siebie Amerykanów. 40% tych zastrzeżeń jest zwyczajnie niepotrzebnych, 20% - durnych , kolejne 20% wywołuje tylko uśmiech politowania, a ostatnie 20% poraża idiotyzmem (przynajmniej mnie, czyli tzw. "przeciętnego Polaka"). Cieszę się, że w Polsce jeszcze nie piszemy w instrukcjach mikrofalówek, że nie należy do nich wkładać kota albo kanarka.

** O ile głośne puszczanie bąków, bekanie bądź publiczne dłubanie w zębach można nazwać kulturą. Podobnie ze śmieceniem na ulicach. Wszystkie wspomniane zachowania to niestety widok tu powszechny i akceptowany, tzw. "norma kulturowa".


No comments: