God save the Queen

God save the Queen w hymnie Zjednoczonego Królestwa to chyba jedyne religijne odniesienie w życiu współczesnego Brytyjczyka. Niezależnie czy anglikański, czy katolicki, czy dowolny inny, kościół nie przyciąga na mszę każdorazowo więcej niż kilkoro emerytów. Co ciekawe, w 250-tysięcznym Plymouth znajdują się kościoły chyba wszystkich możliwych wyznań, włącznie ze świadkami Jehowy, scjentologami, a nawet lożą masońską! Nie namierzyłem wprawdzie jeszcze meczetu ani synagogi, ale to zapewne tylko kwestia czasu. Któregoś razu odbędę wyprawę fotograficzną tropem świątyń rozmaitych wyznań.

Swoją drogą, uczestniczywszy już w kilku mszach, nie dziwię się dlaczego miejscowa religijność jest w zaniku. Najbardziej zapyziały parafialny kościół na polskiej prowincji jest oazą i zdrojem napełniającym wiernych duchowością i miłością bliźniego. Najbardziej karykaturalny proboszcz, skupiający się wyłącznie na wypominaniu z ambony skąpstwa Kargula, jest pełnym werwy kaznodzieją i duszpasterzem z powołania - gdyby odnieść to do brytyjskich form i standardów. Okraszonych nieśpiewalnymi pieśniami i nieznośnym patosem leksykalnym. Ku zdumieniu, wcale nie lepiej bywa na mszy w klasztorze, przekształconym zresztą bardziej w park rodzinnych atrakcji, niż miejscem jakiejkolwiek kontemplacji.

No comments: